Hazard dla przedszkolaków. RECENZJA My Little Pony Cutie Mark Crew Seria 3

Jeśli szukasz skrótowej recenzji, zapraszam na sam dół wpisu!
Chcesz być na bieżąco? Zapraszam na stronę TULIthlini na facebooku, a także na mojego Instagrama – tulithlini

Hasbro to moloch. Ostatnio dowiedziałam się, że zastrzegło sobie niesławną tablicę Ouija jako znak towarowy! Jeśli coś pochodzi ze Stanów to drżyjcie, bowiem nikt nie potrafi przerobić wszystkiego na biznes tak, jak Amerykanie.

Zabawki z serii Cutie Mark Crew chodziły za mną czas jakiś, aż w końcu kupiłam jedną na promocji za 12 złotych (normalnie kosztują około 16-20). Lakoniczny tekst na opakowaniu głosi „Zawiera figurkę, stojak na figurkę, elementy wyposażenia dodatkowego,  konfetti i kartę kolekcjonerską” (polskie znaki musiałam dodać, gdyż producent owe znaki zjadł). Jak w przypadku wielu innych blind bagów, więcej informacji znajdziemy wewnątrz albo po prostu w internecie.

W niektórych sklepach produkty z serii CMC są wystawione w dużych pudłach z okienkami, w których można zobaczyć przykładowe zabawki do wylosowania.

Stylizowany na balonik blister posiada logo My Little Pony, jest też bardzo kolorowy i zdecydowanie przyciąga wzrok, ale co ciekawe, nie zobaczymy na nim żadnego kucyka. Ani z tyłu, ani z przodu, ani nigdzie indziej.

Żeby się do zabawki dostać i zobaczyć, co też takiego wylosowaliśmy, należy mocno nacisnąć opakowanie w miejscu perforacji. Wtedy naszym oczom ukaże się sznurek. Kiedy za niego pociągniemy, wyjmiemy plastikowy korek. Przez powstały otwór wyleci konfetti.

A przynajmniej powinno wylecieć. Ja większość konfetti po prostu z opakowania wytrzęsłam. Później i tak musiałam klasycznie otworzyć blister siłą, bo na tym zabawa się kończy. Nie mogę się opędzić od wrażenia, że wszelkiego rodzaju zmyślne i przedziwne sposoby otwierania zabawek są ukłonem w stronę blogerów i vlogerów, którzy zajmują się unboxingami.

Konfetti wiele w opakowaniu nie ma. To dobrze, bo na co komu tyle sprzątania? Zabawki otwierać w komunikacji miejskiej nie polecam. Ale już nawet we własnym samochodzie – nie ma problemu.

W opakowaniu czekają na nas ulotka i saszetka z właściwą zabawką. Żadnej karty kolekcjonerskiej nie ma (na 100% chodziło tu o ulotkę). Jeśli nie chcemy sobie popsuć niespodzianki, nie powinniśmy do ulotki zaglądać, bo zdradza ona, co wylosowaliśmy.

W mojej saszetce wyjątkowo nie było kucyka, tylko smok Spike. Figurka ma niecałe 4 centymetry, a wykonano ją z twardej gumy i pomalowano. Oprócz tego w saszetce była też plastikowa podstawka w kształcie serduszka z logo CMC oraz… sama nie wiem do końca co. Nazwijmy to legowiskiem.

Jakość zabawki nie rzuca na kolana ani nie obraża. Jest średnia. Hasbro udowodniło już nie raz, że potrafi tworzyć produkty bardzo niskich (My Little Pony POP) jak i bardzo wysokich lotów (My Little Pony Equestria Girls Minis) w obrębie tej samej serii.

Jeśli wygniemy niego głowę naszego Spika, na gumie pojawią się niewielkie pęknięcia. Sądzę jednak, że dziecko nie będzie miało wystarczająco dużo siły, żeby go tak zniszczyć.

Malowanie jest trochę niechlujne (uszy niedomalowane, jedno oczko trochę się rozpływa, zęby smoka nie zostały w ogóle pomalowane). Trochę nie rozumiem, po co dodano do figurki podstawkę. Sama stoi zupełnie swobodnie, choć ma tylko dwie nóżki, a nie cztery jak kucyki. Być może jest to pomocne, kiedy chce się ją ustawić w legowisku.

Wykonanie samego legowiska jest bardzo ładne. Korona i poduszka nie są odlane z tego samego materiału. Ta pierwsza to miękka, lekko przejrzysta guma. Ta druga natomiast to twarda, jednolita guma.

Spike ma rozmiar typowy dla figurek z tajemniczych saszetek. Jest całkowicie nieruchomy, nawet jego wielka głowa została na amen przytwierdzona do korpusu. Sprawdzi się jako zabawka dokieszeniowa i taka do ekstremalnych przygód, bo trudno go będzie uszkodzić.

Załączona ulotka, co mile mnie zaskoczyło, jest w całości napisana po polsku! Co więcej nie zjedzono w niej polskich znaków.

Dowiemy się z niej, jakie kucyki (i smoki) są do zebrania w serii i co je wyróżnia. Możemy więc zdobyć na przykład figurki z metalicznym połyskiem czy brokatowe. Szybka kalkulacja pozwoli nam jednak dojść do niepokojących wniosków – 24 figurki przy pomyślnych wiatrach kupimy za nie mniej niż 288 złotych!

Oczywiście da się kupić w sieci gotowe zestawy, a dzieci mogą się ze sobą wymieniać w przedszkolu, szkole czy na podwórku.

Blind bag to jednak hazard. Z jednej strony otwieranie blistra jest ekscytujące, z drugiej to tylko krótki zastrzyk adrenaliny. Wysyp filmików z unboxingami całych kartonów takich zabawek z pewnością pozytywnie na psychikę dzieci nie wpływa. Fakt, oglądanie tego rodzaju materiałów może czynić bardziej krytycznym wobec tego typu produktów albo znieczulać na ich pozorną atrakcyjność. Jednak może też w wielu przypadkach pobudzać do zakupu, wywoływać zazdrość czy sztuczną potrzebę posiadania.

A po otwarciu emocje wyparują i będzie trzeba kupić kolejny balonik…

Nazwa: My Little Pony Cutie Mark Crew Seria 3
Producent: Hasbro
Wiek: 4+
Cena: 16-20zł
Opakowanie: Blister
Dominujący materiał: Guma
Baterie: Nie
Efekty dźwiękowe: Nie
Efekty świetlne: Nie

Zalety zabawki:
+ trudna do zniszczenia
+ stosunkowo tania w obrębie serii
+ dokieszeniowa
+ opakowanie i ulotka w całości po polsku

Wady zabawki:
– średnia jakość
– niezbyt dokładne malowanie
– zachęta do hazardu

Ocena końcowa: 6/10


facebook.com/TULIthlini
Insta: tulithlini

 

Facebook Comments
Ten wpis został opublikowany w kategorii Figurki, Recenzje, Tajemnicze Saszetki i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Hazard dla przedszkolaków. RECENZJA My Little Pony Cutie Mark Crew Seria 3

  1. Chanter pisze:

    Przede wszystkim – super że wracasz.
    Ogólnie Twój blog należy do serii takich przecudnych tworów, w którym twórca wie i interesuję się tym, o czym mówi (a nie wyszuka sobie na Internecie), a masz o tyle pod górkę, że to jedna z tych dziedzin, która zawiera wszystko (w sumie jak każda inna) – informacje o rynku, elementy psychologii i pedagogiki, jakąś wiedza artystyczną (wykonanie figurek), wiedza „jak to działa w przedszkolu”, cały research, dodatkowo umiejętności pisarskie.
    Skoro już o tym mowa, zdanie „zabawki otwierać w komunikacji miejskiej nie polecam. Ale już nawet we własnym samochodzie – nie ma problemu.” nie jest zbytnio zrozumiałe. W sensie co? Komunikacja miejska nie bo bałagan, ale własny samochód zawsze można posprzątać?
    Odnośnie samej recenzji, nasuwa mi się pytanie: wszystkie zabawki (i rysunki na ulotce) wyglądają w taki „małoserialowy” sposób, czy taki wygląd jest jednorazowym błędem?
    Jeszcze jedno, w przypadku zwyczajnych blindbagów istnieje możliwość przewidzenia figurki znajdującej się w środku. Nie wiem dokładnie, jak to działa, ale istnieją specjalne strony pokazujące jak zdobyć daną zabawkę. Zwykle na roku plastikowego opakowania wybity jest kod, a konkretny kod = konkretna zabawka. Nie wiem więc, czy taki przedszkolny hazard może wejść w życie. Chyba że w przypadku takich opakowań owe oszustwa są niemożliwe.

    • Ithlini pisze:

      Dziękuję 🙂
      Tak, z komunikacją miejską to dokładnie o to chodzi – wiadomo, że można też posprzątać, ale co jeśli akurat będzie nasz przystanek?! :O

      Seria tych miniaturek specjalnie ma odmienną od serialu stylistykę i podejrzewam, że się nawet na tym promuje, bo inność zawsze zwraca uwagę.

      Co do wyszukiwania blindbagów to wiem, że niektórzy zapaleńcy potrafią ważyć blindbagi, natomiast o kodach nic nie wiem, bo nigdy nie próbowałam się w to bawić. Nie wykluczam, że istnieją sposoby na odgadnięcie, co jest w środku, jednak piszę zawsze mając na myśli „przeciętnego rodzica”, który dba o dziecko, ale nie będzie poświęcał czasu na gimnastykę przy zabawkach (nie do tego stopnia). Jak to wygląda z perspektywy blindbagowych ekspertów – nie umiem powiedzieć. Ale przy najbliższej wizycie w sklepie przyjrzę się opakowaniom. Kto wie? Może coś tam wypatrzę?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.