Klasyka z pomysłem? KONKURSOWA RECENZJA Chicco First Love Kotek Oliver

Jeśli szukasz skrótowej recenzji, zapraszam na sam dół wpisu!
Chcesz być na bieżąco? Zapraszam na stronę TULIthlini na facebooku.

Stało się. Mój recenzencki profesjonalizm sięgnął punktu, który pozwala mi wygrywać konkursy na facebooku. I tak ciężka praca oraz upór doprowadziły mnie do pierwszej recenzji, której postanowiłam nadać miano recenzji konkursowej.

Jakiś czas temu, na polskim FP Chicco pojawił się post z akcją pod tytułem „Szukamy Testerów Nowości”, w którym wygrać można było jedną z kilku zabawek dedykowanych niemowlętom oraz młodszym dzieciom. Przejrzałam listę i żyjąc w pełnej świadomości, że od najbliższej znanej mi dziecinki dzieli mnie wiele, wiele kilometrów, wybrałam z owej listy produkt, który mogłam śmiało przetestować sama. A miał to być rozkładany, miękki teatrzyk z farmą, zwierzętami gospodarskimi, słoneczkiem i chmurką. Akcja zakończyła się, a ja zostałam wybrana jedną z testerek. Wkrótce w moim domu pojawiła się paczuszka, a w niej…

Kotek.

Źródło: Materiały producenta.

Okazało się, że podczas pakowania nagród nastąpiła pomyłka, stąd trafił w moje ręce ten kolorowy, wąsaty pluszak. Chicco przeprosiło i obiecało sprowadzić dla mnie teatrzyk, będę jednak musiała na niego poczekać, ponieważ nadejdzie on do mnie aż z ojczyzny pizzy, pasty i podsuszanej surowej szynki, czyli z Włoch. Kotek został mi ofiarowany w ramach przeprosin za zamieszanie, ale nie byłabym sobą, gdybym nie skorzystała z okazji i nie zrecenzowała również i jego. Zapewne bardzo się nie pomylę, jeśli powiem, że Chicco mogło na taki krok z mojej strony liczyć. Ani je za to karcić, ani chwalić, muszę mu jednak przyznać, że w korespondencji ze mą FP był bardzo profesjonalny.

Przedmiotem recenzji jest zatem maskotka First Love Kotek Oliver marki Chicco, będącej własnością włoskiej firmy Artsana założonej w 1946 roku przez Pietro Cattellego, specjalizującej się głównie w medycynie. Samą markę Chicco zarejestrowano natomiast w 1958 roku.

Pluszak został zapakowany w sporych rozmiarów (21cm x 20 cm x 11 cm) kartonowe pudełko z okienkiem. Uzasadnienia tak solidnego pakunku widzę trzy:

  1. Jest to zabawka przeznaczona dla niemowląt i byłoby wskazane, aby w sklepie nie obmacywał jej kto popadnie.
  2. W maskotce znajduje się plastikowe serduszko, które można bez większych problemów wyjąć i ukraść.
  3. Takie pudełko łatwo jest owinąć papierem prezentowym i komuś podarować.

Opakowanie zawiera również garść informacji. Część z nich dostępna jest tylko w języku angielskim czy włoskim, część w innych językach w tym polskim. Informacje dublują się jednak, więc nawet nie znając żadnego języka obcego dowiemy się, że kotek został uszyty z materiału odpowiedniego dla niemowląt, wyposażony w serduszko z możliwością personalizacji (o tym za chwilę), a także jest przystosowany do prania w pralce.

Aby otworzyć pudełko, należy przeciąć lub odkleić taśmę, która blokuje jego górną część. Moje opakowanie odkształciło się nieco podczas transportu. Takie, ze sklepowej półki z pewnością będzie wyglądało lepiej.

Na spodzie pudełka znajduje się bardzo ważne ostrzeżenie. Zabawka powinna być montowana tylko przez osobę dorosłą.

Wyciągnięty z opakowania kotek nie jest jeszcze gotowy do zabawy. Jego szyję opasa plastikowy ściągacz, który może zostać usunięty jedynie za pomocą noża lub nożyczek. Wewnątrz pudełka znajduje się także ulotka z danymi producenta oraz rozkładana instrukcja obsługi. Zawarte w niej ostrzeżenia mogą budzić niepokój, ponieważ źle użytkowana zabawka może doprowadzić do uduszenia. Jak źle trzeba ją rzeczywiście użytkować, aby do czegoś podobnego doszło – za moment.

Prawdziwy kotek Oliver jest znacznie ładniejszy niż prezentowany na opakowaniu oraz stronie internetowej prototyp zabawki. Jego oczka są większe, a lewa łapka i tęczówki mają bardziej limonkowy, współgrający z serduszkiem kolor. Pluszak ma około 24 centymetrów wysokości wraz z nóżkami oraz uszkami i około 14 centymetrów szerokości.  Jest to płaski, dwuwymiarowy typ maskotki, która pozbawiona jest „konkretnego” boku. Co istotne, nawet tuż po wyjęciu z pudełka, nie wydawała ona żadnego zapachu. Żadnej nuty plastiku czy farby. Dopiero po mocnym wciśnięciu weń nosa można poczuć delikatny, czysty poliester.

Elementy takie jak oczy, brwi, nosek, pyszczek i wąsy zostały naszyte na twarzy kotka, co wyklucza ryzyko oderwania się guziczka czy szkiełka i zranienia się nim bądź też zadławienia. Nie jest to żadna nowość ani ukłon ze strony producenta – produkty przeznaczone dla małych dzieci muszą być wykonane w ten sposób, inaczej nie zostałyby dopuszczone do obrotu, przynajmniej na terenie Unii Europejskiej. Z wszytej kotkowi metki dowiadujemy się, że został od wykonany w 100% z poliestru, miejscem, z którego pochodzi są Chiny i że należy go prać w pralce w 30 stopniach, nie chlorować, nie suszyć mechanicznie, nie prasować i nie bielić.

Z tyłu kotek posiada rzep, który pozwala nam się dostać do ukrytego wewnątrz maskotki serduszka. Rzep ów został dostosowany do potrzeb małych dzieci. Jest on pozbawiony ostrej, haczykowatej części, która mogłaby podrapać nieostrożnego malca. Zamiast niej został użyty miękki, delikatny materiał. Po rozpięciu rzepa musimy sięgnąć wgłąb kotka i wyciągnąć z niego plastikowy moduł. Na tym jednak nie koniec. Moduł został dodatkowo wpięty w ciało maskotki drugim, podłużnym rzepem. Żeby w ogóle spróbować wyjąć moduł, musimy najpierw odpiąć ten rzep, a następnie wypchnąć serduszko, co wymaga sporej siły, ponieważ blokują go dwie grube, wypchane poliestrem ściany materiału.

Pluszak należy do serii zabawek First Love. Zabawki te charakteryzują się ujednoliconą stylistyką oraz dołączanymi do nich plastikowymi serduszkami z grzechotką w środku. W serii prócz kotka znajdziemy również laleczkę Emily, owieczkę Lily (ze światłem i dźwiękiem), króliczka Fluffy (z pozytywką) oraz pieska Charliego, który może służyć również jako kocyk. Ale na czym tak właściwie polega tak właściwie cała ta zabawa z serduszkiem?

Na opakowaniu znajdujemy informację, że wnętrze zabawki możemy uzupełnić dzwoneczkiem z naszyjnika ciążowego. Znając się co nieco na praktykach marketingowych firm, które chcąc uzależnić od siebie klienta, tworzą całe serie a nawet marki oparte na produktach działających w pełni tylko w ramach danego systemu, zaczęłam przeczesywać internet w poszukiwaniu czegoś, co można by zidentyfikować jako naszyjnik ciążowy marki Chicco. Szukałam, szukałam, ale niczego nie znalazłam. Czyżby zatem moduł z serduszkiem był naszyjnikiem samym w sobie? Wyjęłam go, przewiązałam i powiesiłam sobie na szyi. Nie… To chyba nie to, bo plastikowy moduł jest zdecydowanie zbyt ciężki, aby nosić go w ten sposób.

Zamknięta zaś w serduszku grzechotka to zwykła kulka, bez jakiegokolwiek zaczepu. Poszperałam więc jeszcze trochę i chyba znalazłam. Naszyjnik ciążowy, dzwoneczek ciążowy, bądź bola. Jest to pochodzący z Meksyku wynalazek – mały dzwoneczek noszony przez ciężarne kobiety w okresie prenatalnym i postnatalnym. W założeniu dziecko ma słyszeć jego dźwięk jeszcze przed swoimi narodzinami, a następnie kojarzyć go z bezpieczeństwem i spokojem. Porównując orientacyjną wielkość takiego wisiorka na zdjęciach, podejrzewam, że to właśnie on powinien się docelowo znaleźć w serduszku i to właśnie na tym ma polegać jego personalizacja. Ciekawe, że Chicco pomyślało o czymś takim i wcale nie próbuje (przynajmniej na razie) oferować klientom swojej własnej Chicco-boli.

Czy taki dzwoneczek rzeczywiście działa to inna sprawa. Przy okazji pisania tej recenzji słyszę o nim po raz pierwszy, ale to, że dzieci w łonie matki mogą słyszeć pochodzące z zewnątrz dźwięki stanowi niezaprzeczalny naukowy fakt. Powracając do serduszka – zamknięta w nim grzechotka stanowi najgroźniejszy (bo jeden z najmniejszych) element w całej zabawce. To właśnie ona może zostać połknięta lub stać się przyczyną uduszenia, jeśli dorosły nie dopilnuje poprawnego zamknięcia modułu.

Aby ów moduł zamknąć czy otworzyć potrzeba jednak śrubokręta i kilku chwil porządnego kręcenia. Pomijając, że samo wyciągnięcie serduszka z maskotki to ogromne wyzwanie dla berbecia o małych, słabych rączkach, odkręcenie trzech tycich, głęboko osadzonych w plastiku śrubek jest daleko poza jego możliwościami. Nawet dorosły nie mógłby ich wykręcić bez pomocy odpowiedniego narzędzia.

Uspokajam zatem. Nie ma szans, aby dziecko dało radę sforsować zabezpieczenie, jakie stanowi limonkowe serduszko. A może mogłoby ono pęknąć pod wpływem upadku? Sprawdziłam i tę możliwość, zrzucając je z wysokości na panele podłogowe. Zastosowany w nim plastik jest bardzo wytrzymały. Jedyne, co udało mi się zrobić, to zdrapać trochę farby z napisu Chicco…

Tym, co zwróciło moją uwagę po wyjęciu modułu z zabawki, było przybrudzenie w wewnętrznej części kotka. Nie mam pojęcia skąd się tam wzięło, ale musiało powstać jeszcze w procesie produkcji.

Oliver nadaje się ponoć do pralki, także zabrudzenie miało szansę szybko zniknąć w metalowym bębnie mojej rodzinnej maszyny. Postanowiłam jednak, że zanim kot tam trafi, musi się najpierw porządnie umorusać. Dlatego właśnie zabrałam go w miejsce, przed którym drży większość maskotek, czyli do pracowni artystycznej – pełnej gliny, szkliw, majolik, farbek i pyłu.

Podczas gdy Oliver siedzi grzecznie w miejskim autobusie, przybliżymy sobie specyfikę jego kolorowych łapek, uszek i ogonka. Jak widać na zdjęciach, zostały one uszyte z różnego rodzaju materiałów. Lewa rączka i prawe uszko to limonkowy i różowy plusz, taki sam jak większość ciała. Prawa rączka i lewe uszko to delikatnie mechaty poliester w białe i pomarańczowe gwiazdki. Prawa nóżka to również mechaty poliester i przynajmniej w moim odczuciu jest on odrobinę bardziej mechaty niż ten w gwiazdki. Lewa nóżka jest wykonana z najbardziej sztywnego, „kurtkowego” poliestru. Natomiast pokryty serduszkami ogonek najbardziej przypomina w dotyku materiał w gwiazdki. Wszystkie poliestrowe części wydają delikatny szelest przy dotknięciu, nie mają one jednak wszytej żadnej dodatkowej folii, jak to w zabawkach tego typu bywa.

Grzechotka również nie jest zbyt głośna. Żeby wydała z siebie potężniejszy, lepiej słyszalny dźwięk, trzeba nią bardzo mocno trząchnąć. Nie postrzegam tego jako wady. Małe dzieci są znacznie bardziej podatne na uszkodzenia słuchu niż dorośli i ich zabawki powinny być stosunkowo ciche, aby ochronić je przed przyszłymi problemami związanymi z niedosłuchem. A i opiekunom podczas spaceru nie będzie się naprzykrzać wywijający pobrzękującym kotkiem berbeć.

Oliver został w pracowni ubrudzony jak należy. Wtarliśmy w niego dwa rodzaje gliny, zostały nawet w niego bezpardonowo wytarte ręce. Po tych zabiegach zawinięto go w torbę i tak kiszącego się we własnym sosie przewieziono z powrotem do domu, gdzie cały dzień oczekiwał na wypranie go w pralce.

Maskotkę postanowiłam wyprać nie w zalecanych 30, a w 40 stopniach, starając się tym samym wczuć w znużonego pod koniec dnia rodzica, dla którego ostatnią rzeczą, jaką ma ochotę robić, jest czytanie wszystkich metek uczepionych ubrań i zabawek. Oliver, po wcześniejszym usunięciu z niego dźwięczącego serduszka, trafił do bębna pralki. Wyszedł z niego w stanie czystym i nienaruszonym. Z kotka sprało się także fabryczne zabrudzenie a fakt, że zabawka jest płaska dodatkowo przyspieszył jej suszenie.

Oliver, maskotka z serii First Love marki Chicco, obiekt mojej pierwszej konkursowej recenzji pomyślnie przeszedł wszystkie standardowe testy, jakie zazwyczaj serwuję sprawdzanym przez siebie zabawkom. Z pewnością jest to pluszak wykonany porządnie, ładnie zaprojektowany i uszyty. Zastosowane w nim materiały są miłe, choć umieszczone w jego wnętrzu serduszko dość wydatnie go utwardza i zastanawiam się czy cała ta gra związana z wkładaniem tam swojego własnego dzwoneczka jest warta frazeologicznej świeczki. W moim odczuciu producent chyba odrobinę przedobrzył, ale rozumiem, że takim zabiegiem chciał się wyróżnić pośród konkurencji. Chociaż ładny, kotek jest w swojej aparycji bardzo typową, standardową maskotką dla niemowląt. Bazowy, łagodny kolor, otoczony jaskrawszymi, bardziej kontrastowymi elementami.

Zabawka jest nieco droższa niż porównywalnej wielkości pluszaki przeznaczone dla dzieci od pierwszego dnia życia, wykonywane przez dobre, godne polecenia firmy (np. GUND, Teddykompanient). Olivera kupimy za około 55 złotych, czyli mniej-więcej 15 złotych drożej niż podobne do niego stworzonka. Rozważając zakup prezentu dla świeżo upieczonego rodzica, kotek nie byłby moim pierwszym wyborem. Jestem pewna, że zainteresowałby mnie znacznie bardziej, gdyby nie posiadał wyjmowanego modułu z serduszkiem, który (jak już pisałam) niepotrzebnie całą zabawkę w moim odczuciu utwardza.

Mimo to, kotek z pewnością należy do zabawek z górnej półki. Bardzo przyjemnie się na niego patrzy, ma przyjacielską minę, jest miły w dotyku i leciutki. Uwzględnia ważne kwestie bezpieczeństwa i może się okazać bardzo dobrym podarunkiem dla kobiet, które zdecydowały się na noszenie boli w okresie ciążowym. Jeśli akurat macie taką koleżankę, Oliver może ją przyjemnie zaskoczyć.

Nazwa: Chicco Frist Love Kotek Oliver
Producent: Artsana
Wiek: 0+
Cena: Około 55zł
Opakowanie: Pudełko
Dominujący materiał: Poliester
Baterie: Nie
Efekty dźwiękowe: Nie
Efekty świetlne: Nie

Zalety:
+ wysoka jakość wykonania
+ brak ostrych krawędzi, brak haczykowatych rzepów
+ miły, bezwonny materiał
+ opakowanie nadające się na prezent
+ wysokie bezpieczeństwo zabawki
+ możliwość umieszczenia w module z serduszkiem dzwonka z naszyjnika ciążowego (tzw. boli)
+ możliwość prania w pralce
+ przyjacielski wygląd maskotki

Wady:
– utwardzenie i usztywnienie kotka poprzez plastikowy moduł
– fabryczne zabrudzenie wewnątrz zabawki

Ocena końcowa: 8/10

Czy recenzja była Twoim zdaniem przydatna i pomogła Ci w wyborze odpowiedniej zabawki? Jeśli tak, zostaw komentarz. Będzie mi niezmiernie milutko, jeśli to zrobisz.

Facebook Comments
Ten wpis został opublikowany w kategorii Dla niemowląt i małych dzieci, Pluszaki, Recenzje i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.