Jeśli szukasz skrótowej recenzji, zapraszam na sam dół wpisu!
Chcesz być na bieżąco? Zapraszam na stronę TULIthlini na facebooku.
Disney… Wielka, buzująca, rozgrzana jak ul korporacja. Ilość firm, którym Disney udzielił licencji na wykorzystywanie wizerunku swoich postaci jest przeogromna. Wraz z każdym nowym filmem animowanym rynek zalewa grad związanych z nim produktów. Od pluszaków, poprzez pudełka śniadaniowe, przybory szkolne, gry, puzzle oraz naklejki, figurki i pościele, aż do kilograma ziemniaków sałatkowych (z „Krainy Lodu”). To zrozumiałe, że przy tak dużej ilości zewnętrznych producentów wykorzystujących jedynie pewne wizerunki oraz motywy, trudno jest zachować nadzór nad jakością każdego przedmiotu, który jest na bazie takiej umowy wytwarzany.
Ith! Mówisz tak, jakbyś zaraz miała się do czegoś przyczepić! – jeśli tak pomyślałaś czy pomyślałeś, możesz sobie przybić piąteczkę, bo serii Tsum Tsum nie sposób mierzyć taką samą miarą, jaką mierzę zazwyczaj produkty licencyjne Disneya. Oto dlaczego!
Numer 1 ~ Design
Disney Tsum Tsum to seria zabawek o bardzo charakterystycznym designie. Pastylkowate figurki kilkudziesięciu znanych postaci oprócz ujednoliconego kształtu wyróżnia syntetyczna, maksymalnie uproszczona forma. Nawet najbardziej skomplikowani w swoim wyglądzie bohaterowie, są sprowadzeni do eleganckiego minimalizmu. To właśnie design zwrócił moją uwagę. To właśnie on sugeruje, że mamy tu do czynienia z czymś więcej niż zwykłą licencją. Producent zabawek dokonał drastycznej ingerencji, niemal redefinicji wyglądu znanych wszystkim postaci.
Numer 2 ~ Gra
Tsum Tsum to również gra na urządzenia mobilne (oczywiście Windows Phone został tu pominięty wielce wymownym milczeniem). Pobrałam i zagrałam. Gra ma bardzo prostą mechanikę. Wystarczy połączyć pociągnięciem palca trzy lub więcej identycznych postaci Tsum Tsum, by te zniknęły i naliczyły nam punkty. Widać, że jest to gra stworzona pod dzieci i to nawet te najmłodsze. Na ekranie dużo się dzieje, a w tle cały czas dźwięczy wesoła muzyka. Wystarczą dwie sekundy zawahania i już otrzymujemy podpowiedź. A co najbardziej charakterystyczne – tu po prostu nie da się przegrać. Nawet gdybyśmy nie robili nic, gra naliczy nam bonusowe punkty po upływie czasu. I w ten sposób nawet najmniej sprytne dziecko, będzie nabijało kolejne levele w poczuciu, że bardzo dobrze mu idzie…
Numer 3 ~ Licencja Licencji
Kiedy Disney udziela licencji producentowi pudełek śniadaniowych, na pudełkach tych zostają nadrukowane powtarzające się wszędzie indziej grafiki z mniejszymi i większymi modyfikacjami. W przypadku Tsum Tsum sprawa jest nieco bardziej zawiła, ponieważ na pudełka, zeszyty, puzzle i tak dalej, trafiają grafiki z Tsum Tsum, a więc ze zmodyfikowanymi postaciami Disneya oraz logiem samego Tsum Tsum. Mamy tu więc do czynienia z czymś, co z zewnątrz wygląda jak licencja produktu, który… sam jest na licencji?
Numer 4 ~ Kraj Kwitnącej Wiśni
W różnego rodzaju materiałach promocyjnych, na które się natknęłam, Tsum Tsum reklamowane są jako bardzo popularne w Japonii. Tsum to po japońsku „stos”. Na stronie producenta można sobie nawet pobrać plik z wzorem elementów sushi, w które po ich wcześniejszym wydrukowaniu możemy zawinąć nasze Tsum Tsum. A Japonia, wiadomo – prosperujący, wysoko rozwinięty kraj, oferujący produkty wysokiej jakości, wykonane precyzyjnie jak pod mikroskopem.
Póki co, tyle informacji nam wystarczy. Nie chciałabym zdradzać wszystkich sekretów na raz. Skupmy się na samej zabawce.
Małe figurki Tsum Tsum są obecnie dostępne w Polsce w kilku wariantach – pakowane po jednej, dwóch, czterech lub pięciu sztukach (jest jeszcze domek Tsum Tsum, ale to już inna historia). Wszystkich figurek jest 50, a cała trudność w zebraniu pełnej kolekcji polega na tym, że:
- Każda z figurek ma przypisany jeden z 3 stopni rzadkości występowania (dowiadujemy się tego z ulotki dołączonej do opakowania, możemy też znaleźć tę informację w internecie). Są więc figurki normal (normalne), rare (rzadkie) oraz ultra rare (ultra rzadkie).
- Rzadkie i ultra rzadkie figurki mamy szansę zdobyć jedynie w zestawach z dwoma i więcej Tsum Tsumami. Każdy zestaw z więcej niż jednym Tsum Tsumem posiada bowiem figurkę-niespodziankę, która może się okazać jedną z tych rzadkich.
Recenzowany przeze mnie zestaw dwóch figurek Tsum Tsum kosztował 25 złotych. Najtaniej można je znaleźć za 20 złotych, co oznacza, że najniższa cena za figurkę wynosi 10 złotych. Przy pomyślnych wiatrach i niebywałym szczęściu zdobycie całej kolekcji Tsum Tsumów będzie nas kosztowało pół tysiąca złotych.
Zestaw zapakowany jest w typowy blister. Odrywamy papier od plastiku i już możemy się cieszyć naszą nową zabawką. Wewnątrz znajduje się figurka, która była już widoczna w opakowaniu oraz ta, która przez cały czas pozostawała ukryta przed naszym wzrokiem. No i ulotka kolekcjonerska, na której został opisany stopień rzadkości poszczególnych Tsum Tsumów oraz zostało wyznaczone miejsce do zaznaczania, które Tsum Tsumy mamy, a których nie.
Zanim zdradzę jakiż to bohater towarzyszył przez cały ten czas mojej Marie, chwila przerwy na rozmyślania nad sensem tworzenia zabawek w stylu „tajemniczych saszetek”, w których nie do końca wiadomo, co się znajduje. Producent chce, żebyśmy wydali na jego produkt jak najwięcej pieniędzy. Tworząc kolekcję, uruchamia nasz instynkt zbieracza. Fakt, że część figurek można zdobyć jedynie w drodze losowania, pobudza w nas z kolei żyłkę hazardzisty. Nawet ja, będąc w stu procentach świadomą podstępu, otwierałam opakowanie z bijącym sercem, przyspieszonym oddechem i nadzieją, że wewnątrz znajdę Bambiego albo Sticha.
Ostatnia sprawa i tyczy się to zwłaszcza dzieci. Producenci nigdy nie przyznają się do tego wprost. Chodzi o to, by w zbieractwo wkręcić nie tylko tę jedną, małą istotkę, której zabawka akurat wpadnie w oko. Nie! Kiedy mała istotka uzna, że rodzice kolejnego Tsum Tsuma już nie kupią, a w kolekcji małej istotki będzie pięć takich samych figurek, zacznie ona naciskać swoich kolegów i koleżanki, żeby również zaczęli kolekcjonowanie. Wtedy będzie się można zacząć wymieniać. A biznes się kręci!
Tajemniczy Tsum Tsum numer dwa jest ukryty luzem w białym, tłoczonym plastiku. Żadnych dodatkowych folii, żadnych wewnętrznych blisterków. To zbędne. Figurki są wykonane z dosyć miękkiej gumy, nie posiadają wewnątrz żadnego wypełnienia, są pełne i stosunkowo ciężkie, kiedy waży się je w dłoni.
Jeszcze w drodze do sklepu, układałam w myślach recenzję Tsum Tsum. Tym, co najbardziej mi się nie podobało był fakt, że w reklamach i sponsorowanych materiałach wszyscy zachwycają się tym, że można je ustawiać w stosy. Wybaczcie, że pierwszy raz użyję w swojej recenzji słów tego rodzaju, ale… To głupie!
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o tym ustawianiu w stosy, pierwszą rzeczą o jakiej pomyślałam, były dzieci z autyzmem, które jak wiadomo często odnajdują spokój i przyjemność w układaniu przedmiotów w rzędy, wieże i tak dalej. Nie widzę żadnej rewelacji w ustawianiu stosu czegokolwiek. Historia dowodzi, że ludzie układali stosy już bardzo, bardzo, bardzo dawno temu (a czasem nawet te stosy podpalali).
Stos dwóch Tsum Tsumów (przepraszam, że nie pokusiłam się o zakup większego zestawu, ale i tak chciało mi się płakać, kiedy płaciłam…) stoi. Stoi ładnie i stabilnie. Trzeba tylko nieco wyczucia, żeby odpowiednio ustawić jedną figurkę na drugiej. Można je też ustawiać bokiem i na skos, to nie problem. Kilkulatek poćwiczy sobie rączki oraz koordynację oko-ręka.
Dużą zaletą zabawek jest materiał, z którego zostały wykonane. Gumowe figurki są praktycznie niezniszczalne, upadki im nie groźne i nieważne z jak wysoka spadną, nie robią za wiele hałasu. Ich niewielki rozmiar oraz fakt, że nie posiadają żadnych dodatkowych akcesoriów sprawia, że jak najbardziej nadają się na zabawkę dokieszeniową i to jedną z lepszych, jakie miałam okazję testować.
W moich planach krytykowałam ostro zachwyt nad możliwością ustawiania Tsum Tsumów w stosy, natomiast wiedziałam (a raczej wydawało mi się, że wiem), co pochwalę. Bo wtedy jeszcze wierzyłam, byłam wręcz przekonana, że figurki są produkowane w Japonii. I tak samo byłam przekonana, że kiedy zobaczę je na żywo, nie będę miała się do czego przyczepić. Że olśni mnie jakość wykonania.
Czy ktoś wie, jaki jest antonim słowa „olśnić”? Bo nie olśnienie, a coś zupełnie przeciwnego spłynęło na mnie, kiedy nareszcie ujrzałam zabawkę w sklepie. Na początku pomyślałam, że wzięłam do ręki pudełko z wyjątkowo nieudanym egzemplarzem. Ale nie… Przy całym świetnym moim zdaniem designie, figurki są wykonane wyjątkowo brzydko i na odwal się.
Po pierwsze są niechlujnie malowane. To jednak można wybaczyć, bo Tsum Tsumy przecież malutkie (niestety jeśli przejrzymy ogłoszenia internetowe, przekonamy się, że z używanych Tsum Tsumów łatwo schodzi farba). Natomiast paskudne ślady na brzegach figurek? Tego wybaczyć nie można. Gdyby Tsum Tsumy rzeczywiście zgodnie z sugestią produkowano w Japonii, nie zobaczylibyśmy na nich tego rodzaju niedoróbek. Jeśli nie wierzycie to sprawdźcie koniecznie gumki do ścierania japońskiej firmy Iwako. Rozmiar ten sam, materiał podobny (w końcu też guma do jasnej ciasnej!), a precyzja wykonania… uniwersum od tego, co zaprezentowały nam Tsum Tsumy. Do tego cena niska, bo około 5 złotych za sztukę. Polecam.
Jakiego innego rezultatu należałoby się spodziewać, skoro Tsum Tsumy są tak naprawdę produkowane w Chinach, a sama firma Zuru, czyli producent pochodzi z Nowej Zelandii, natomiast podaje adres do biura w Hong Kongu?
Nie skreślam wcale firm, które tam urzędują. W Hong Kongu prowadzi działalność Dracco – producent kucyków Filly i przywołuję je tutaj nie bez powodu, bo Filly i Tsum Tsum są do siebie zbliżone cenowo. Przy czym Filly są bardzo porządnie wykonane, każda z figurek z serii posiada unikalny, od postaw projektowany wygląd i bardzo dużo osobnych, wymagających właściwego kolorowania czy podklejania elementów. Tsum Tsum to przy nich niemal identyczne gumowe glutki.
I jakby tu ocenić Tsum Tsum? Designersko są fantastyczne, rzucają się w oko, jest w nich swego rodzaju magnetyzm formy. Dla dzieci fajne, pasują do małych rączek, nie robią hałasu i nie niszczą się (chociaż złazi z nich farba). Można je wsadzić do kieszeni i iść gdziekolwiek nóżki poniosą. Natomiast dla kolekcjonerów porażka, bo nie odnajdą w nich niczego z jakości, której mogliby oczekiwać. Najgorzej jest ze stosunkiem ceny do jakości. 10 złotych za kawałek pomalowanej gumy? To po prostu za drogo. Biorąc pod uwagę ogrom zabawek, które są dostępne na rynku, nie polecałabym raczej niczyjej uwadze Tsum Tsumów. Są sympatyczne, ale chyba bardziej z powodu naszej indoktrynacji Disney’em, niż z powodu swojego faktycznego uroku. Gdyby przedstawiały mniej znane postaci, prawdopodobnie nikt nie zaszczyciłby ich nawet spojrzeniem.
Nazwa: Disney Tsum Tsum Zestaw 2 Figurek
Producent: Zuru
Wiek: 3+
Cena: Około 25zł
Opakowanie: Blister
Dominujący materiał: Guma
Baterie: Nie
Efekty dźwiękowe: Nie
Efekty świetlne: Nie
Zalety:
+ wyróżniający się design
+ trudne do zniszczenia
+ nie robią hałasu nawet przy upadku z dużej wysokości
+ zabawka dokieszeniowa
Wady:
– słaba jakość wykonania
– zdecydowanie zły stosunek jakości do ceny
– farba zdzierająca się z Tsum Tsumów podczas ich użytkowania
– trudność w uzbieraniu wszystkich 50 figurek („ślepe” opakowania)
– fałszywe materiały sponsorowane sugerujące, że zabawki są produkowane w Japonii
– kiepska, nierozwijająca gra na urządzenia mobilne…
Ocena końcowa: 5/10
~ Ithlini
Witam,
pominę może to dlaczego nie zgadzam się z 99% powyższej recenzji, nie mam czasu na rozpisywanie się, ale chciałabym zwrócić uwagę na jeden szczegół. Pisze Pani, w którymś akapicie o kucykach Filly, a na zdjęciu do porównania pokazano kucyka My Little Pony (całkiem inna bajka). Jak na recenzenta zabawek to moim zdaniem duża wtopa. Na koniec dodam jeszcze, że cena za Tsum Tsumy zależy w głównej mierze, od sprzedającego. Jakiś czas temu dwupaki można było kupić w Biedronce za 14,99 PLN.
Bardzo zbliżone ceny były również w E’Leclerc-u (fakt w promocji, ale były kilka razy).
Zgadzam się jedynie co do tego, że niestety w czasie użytkowania „złazi” z nich farba.
Pozdrawiam.
Tak, prawda, że piszę o kucykach Filly, a na zdjęciu są MLP. I już tłumaczę, z jakiego powodu. Oczywiście różnicę pomiędzy Filly i MLP znam (w recenzji nie napisałam „zajrzyjcie do zdjęć porównawczych, jest tam kucyk Filly). Kucyki MLP umieszczam od pewnego czasu we wszystkich końcowych zdjęciach, jako uniwersalne porównanie wielkości zabawek.